środa, 29 kwietnia 2015

Sól do stóp BingoSpa.

Sól do stóp BingoSpa.
Dziś pod lupę wzięłam kolejny kosmetyk od BingoSpa. Tym razem będzie to coś dla stóp.




Od producenta:
Skład:

Waga: 550 g
Cena: 10.60 zł do kupienia tutaj
Moja opinia:
Sól mogą stosować osoby, których dotyka problem "ciężkich nóg". Dlatego też przygarnęłam kosmetyk, ponieważ nadmierne pocenie stóp, na szczęście mnie nie dotyczy. A gdy na dworze cieplej wiadomo, przemierzamy więcej kilometrów, cały czas jesteśmy w ruchu, więc o wieczorne bóle nóg jest nietrudno. 
Sól otrzymujemy w przeźroczystym, plastikowym słoiczku zakręcanym zwyczajnie zakrętką. Można swobodnie dozować sobie ilość kosmetyku, a nakrętka posłuży jako idealna miarka.


Sól jest bardzo drobnoziarnista, o śnieżnobiałym kolorze. Błyskawicznie rozpuszcza się w wodzie, żadne solne fragmenty nie pływają nam podczas moczenia stóp. Strasznie nie lubię tych wielkich kryształków, które potem za nic nie chcą opuścić dna;) W tym przypadku, sól nawet w chłodnej wodzie zmienia swą postać. Zapach mile łechce moje zmysły. To połączenie świeżutkiej mięty z lekką nutką ziołową. Takie kumulacje aromatów lubię najbardziej.


Sól szybko przynosi naszym stopom solidne odświeżenie. Znakomicie zmiękcza naskórek i przygotowuje nogi do późniejszego wcierania kremu. Czy likwiduje uczucie ciężkości? Nie jestem co do tego przekonana. Fakt, chwilowy efekt ulgi jest wyczuwalny, ale działania na większą skalę nie zaobserwowałam. Sól traktuję jako zwykły umilacz po całym dniu pracy i nie wiążę już z tym kosmetykiem większych nadziei. Oczekiwałam czegoś więcej, niemniej jednak produkt wykorzystam co do grama :) Jeśli lubicie tego typu pielęgnacyjne dodatki, sól BingoSpa, może się wam spodobać. 

Prezenty dla każdego.

Prezenty dla każdego.
Jeśli brakuje wam pomysłu na prezent dla przyjaciółki, czy znajomego, zajrzyjcie na stronę sklepu Gadżetex i wybierajcie do woli. Dziś zaprezentuje wam trzy ciekawe gadżety, które spełnią funkcję drobnego daru.


ŚWINKA SKARBONKA




Niebanalny, zabawny prezent dla solenizanta w każdym wieku. Świnka prezentuje się po prostu uroczo :) Oczywiście posiada to, co skarbonka mieć musi: miejsce na wrzucanie monet, a także zatyczkę, pozwalającą na opróżnienie świnki z uzbieranych funduszy. Dzięki dołączonej kredzie i czarnej barwie gadżetu, samodzielnie możemy ozdobić taką skarbonkę, wypisać na niej imieninowe czy urodzinowe życzenia. 

RAMKA NA ZDJĘCIA




Ramek nigdy nie jest zbyt wiele. Ta prezentuje się fantastycznie, za sprawą wnętrza wypełnionego wodą i migoczącymi drobinkami. Przy potrząśnięciu ramką, maleńkie elementy wirują jak szalone. Mając kilka takich ramek, możemy je ze sobą łączyć, tworzyć wieżę, bo góra i dół gadżetu, posiada specjalne wypustki - identyczne jak u klocków lego. 

BRELOK




Śmieszny i jakże uroczy brelok, w formie uśmiechniętego ludzika. Wnętrze gadżetu, zostało wypełnione dwufazowym płynem, w którym pływa sobie mniejszy osobnik :) Brelok przypadnie do gustu dzieciakom, bo można go sobie przypiąć do plecaka czy piórnika. I od razu humor nam się poprawia prawda? 

Więcej pomysłów na odjazdowy prezent: http://www.gadzetex.pl/odjazdowe-prezenty-c-17.html

wtorek, 28 kwietnia 2015

Pełne nawilżenie z kremem do rąk Byothea.

Pełne nawilżenie z kremem do rąk Byothea.
Nie wyobrażam sobie, bym mogła nie mieć gdzieś pod ręką kremu przeznaczonego do pielęgnacji dłoni. Po każdym umyciu łapek, wcieram kosmetyk, który powinien przynieść mi odpowiednie nawilżenie. Niestety z tym bywa różnie, bo nie zawsze obietnice producenta mają odzwierciedlenie w rzeczywistości. Tym razem zostałam mile zaskoczona. Dzięki uprzejmości Distributor of Carnolab Australia Cosmetics, testowałam produkt Byothea. Czy spełnił moje oczekiwania?




Od producenta:
Skład:
Pojemność: 100 ml
Cena: 25 zł do kupienia tutaj
Moja opinia:
Taka tubka zmieści się w każdej torebce, czy znajdzie swe miejsce na szafce nocnej. Opakowanie prezentuje się elegancko, producent zrezygnował z krzykliwych barw, na rzecz zawsze modnych pasteli :) O dozowniku nie ma co zbytnio się rozpisywać, ponieważ spełnia wymagania osób, dla których czas i poręczność, to dwa najważniejsze czynniki. Jednym ruchem otworzymy tubkę, a po wyciśnięciu kremu swobodnie ją zamkniemy. Jeśli jakieś nieśmiałe mililitry kremu będą sobie siedziały na ściankach opakowania, tubkę możemy bezproblemowo rozciąć nożyczkami. Wtedy nic nie stoi na przeszkodzie, by wykorzystać zupełnie całą zawartość. 


Konsystencja kremu, przypomina odrobinę gęstszy jogurt. Jakoś samoczynnie przyszło mi na myśl takie porównanie :) Faktura kosmetyku wspaniale rozprowadza się na skórze, wchłania błyskawicznie, bez pozostałości tłustej warstwy. Moje dłonie dosłownie chłoną krem, traktują produkt jako znakomite lekarstwo. Zapach produktu jest delikatny, kremowy, niezbyt słodki, nie drażniący. Pewnie przypadnie do gustu wielbicielkom różnych pod względem intensywności aromatów. 


Z działania kremu jestem bardzo, bardzo zadowolona. Produkt Byothea "pracuje" już przy pierwszym użyciu, na efekty nie muszę czekać w nieskończoność. Dzięki niemu, skóra dłoni zyskuje odpowiednie, maksymalne nawilżenie i gładkość. Jest chroniona przed niekorzystnym działaniem czynników atmosferycznych. Co ciekawe, krem uporał się z podrażnieniami powstałymi przy pracach w ogrodzie. Moje ręce przestały straszyć paskudnymi zaczerwienieniami. Na początku obawiałam się, że krem pewnie wywoła szczypanie, ale był bardzo delikatny i potraktował mnie z największą troską :) Czy jest wydajny? Wszystko zależy od częstości jego używania, ja nie narzekam. 

Sorbet Frupp.

Sorbet Frupp.
Jeśli wasze dzieci proszą o coś orzeźwiającego w upalne dni, stwórzcie wspólnymi siłami przepyszny, owocowy sorbet Frupp.


Do przygotowania sorbetu, potrzebujemy m.in. odpowiedniej formy oraz dwa batoniki Frupp. Wszystko dostarczyła nam firma Celiko, więc od razu mogliśmy przystąpić do dzieła.


My musimy tylko zaopatrzyć się w 70 ml wody. Ja i dzieciaki, do stworzenia sorbetu, przeznaczyliśmy wodę mineralną, ale taka zwykła, przegotowana, też może być. 
Jak wykonać pyszny sorbet? To proste! 
Łamiemy na mniejsze kawałki dwa batoniki Frupp - u nas malinowe. 


Wrzucamy je do szklanki z wodą, dokładnie mieszamy do powstania jednolitej masy. Muszę przyznać, że rozpuszczone batoniki, wyglądają jak dżemik :)


Owocową masę, przelewamy do formy, którą zabezpieczamy zamknięciem z patyczkiem. 


Teraz należy uzbroić się w cierpliwość, co dla dzieci będzie bardzo trudne. Foremkę wkładamy do zamrażalnika na cztery godziny. Po upływie wyznaczonego czasu, by wyciągnąć sorbet z opakowania, należy włożyć formę do kubeczka z gorąca wodą na 30 - 40 sekund. Trzymamy za patyczek! Następnie delikatnie, wysuwamy naszą pyszność z foremki. Teraz możemy rozkoszować się smakiem prawdziwego, mocno owocowego i orzeźwiającego sorbetu.


Przygotowanie niniejszego smakołyku, to idealna okazja do wspólnej zabawy. Pociechy z pewnością poradzą sobie z wykonaniem sorbetu Frupp, nasza pomoc ograniczy się tylko do wyciągania go z formy. 
Taki sorbet jest o niebo zdrowszy od sklepowych, mega słodkich lodów. Orzeźwia, gasi pragnienie i smakuje chyba każdemu :) 

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Maska odżywcza do włosów z aloesem, Kanechom.

Maska odżywcza do włosów z aloesem, Kanechom.
Nie przepadam za długimi posiedzeniami w czepku na głowie, ale dla uzyskania lepszego efektu na włosach, można troszkę pocierpieć :) Tym razem, chciałam wam przedstawić maskę brazylijskiej firmy Kanechom, którą otrzymałam od BAG GROUP SP. Z O.O.

Kanechom




Od producenta:
Skład:
Pojemność: 1000 ml
Cena: 16.90 zł do kupienia tutaj
Moja opinia:
To mój pierwszy kosmetyk tej firmy, także nie miałam żadnego porównania, co do jakości produktów Kanechom. Ucieszyłam się z obiecanego efektu wygładzenia pasm, bo na tym w głównej mierze mi zależy. Moje włosy strasznie się puszą, trudno je ujarzmić i rozczesać tak, by coś jeszcze dało się z nich zrobić: ciekawie upiąć, a nie otrzymać zwykłego siana. 
Opakowanie maski należy do pokaźnych, zakręcane zwyczajnie zakrętką, pozwala na swobodną, łatwą aplikację i wykorzystanie kosmetyku aż do ostatniego mililitra. Maska posiada puszystą, bardzo przyjemną konsystencję. Idealną do rozprowadzenia na włosach o każdej długości. Zapach, mnie kojarzy się z kosmetykami używanymi w zakładach fryzjerskich, a że ten miły aromat utrzymuje się przez dłuższy okres czasu, pod względem doznań dla zmysłów, mogę czuć się całkowicie zadowolona. 


Aplikować maskę można codziennie, ale ja nie chciałam przesadzać i ograniczyłam się do jej nakładania co drugie mycie głowy. To w zupełności wystarcza, bo z tego typu produktami też nie należy szaleć. By wzmocnić efekt i pozwolić masce na odpowiednie wchłonięcie, uraczone kosmetykiem Kanechom włosy, opatulałam czepkiem. Naturalnie jeśli nie lubicie siedzieć z takim nakryciem głowy, spokojnie możecie z niego zrezygnować ;)
Maska przyniosła mojej czuprynie odpowiednie nawilżenie i wygładzenie. Włosy przestały się plątać, nie przypominają trudnego do ujarzmienia siana. Swobodnie rozczesuję je grzebieniem czy szczotką, końcówki prezentują się nienagannie. Jeśli waszym problemem jest zbyt bujna fryzura, to ta maska przypadnie wam do gustu. Włosów mamy optycznie mniej, nie są tak napuszone, skore do skręcania, wymykania się z upięcia. Pierwsze spotkanie z kosmetykami Kanechom zaliczam do udanych, a teraz spokojnie mogę rozpocząć poszukiwania kolejnych produktów tejże marki. 

sobota, 25 kwietnia 2015

Mydełko borowinowe BingoSpa.

Mydełko borowinowe BingoSpa.
W kolejnej edycji współpracy z BingoSpa, wybrałam między innymi mydełko, z którego ochoczo korzysta cała rodzina.





Od producenta:
W mydełku BingoSpa znajduje się ekstrakt borowinowy, który gwarantuje maksymalne wyizolowanie wszystkich substancji czynnych z borowiny z zachowaniem jej właściwości terapeutycznych. Ekstrakt borowinowy jest “esencją” tego co w borowinie najcenniejsze i wartościowe.
Skład:
Pojemność: 500 ml
Cena: 7.20 zł do kupienia tutaj
Moja opinia:
Mydełko dotarło do nas w tym tygodniu, a już widać porządny ubytek (zdjęcie robione wcześniej :)). Wszystko wiąże się z jego częstym używaniem, przez członków całej rodziny. Wygoda przy dozowaniu kosmetyku, również ma w tym swój wielki udział. Jedno naciśnięcie pompki wystarczy, by na dłoni znalazła się akuratna ilość mydła. Butla jest przeźroczysta, także stale kontrolujemy stopień zużycia produktu i wiemy, kiedy zakupić kolejne opakowanie. 


Kolor mydła zaskakuje, raczej rzadko trafiam na tego typu produkty w identycznych barwach. Konsystencja nie jest zbyt wodnista, nie ucieka z dłoni jeszcze przed dokładnym zmydleniem. Mydło wydziela pianę o średniej wielkości. Pod tym względem nie zachowuje się po mistrzowsku, ale narzekać też nie powinniśmy. Co z zapachem? Kosmetyk BingoSpa, posiada dosyć wyrazisty, taki "męski" aromat, który niespecjalnie długo utrzymuje się na skórze. Ot, po spłukaniu mydła wodą, kompletnie o nim zapominamy. 


Mydło dobrze oczyszcza skórę dłoni. Nie wysusza, nie podrażnia. Nie ma jakichś spektakularnych walorów nawilżających, ale ja zawsze po myciu rąk używam kremu, więc nie tracę specjalnie na braku tej zalety. Wiem tylko, że borowina posiada mnóstwo pozytywnych dla zdrowia właściwości, także mam nadzieję na pewne korzyści płynące z używania mydła od BingoSpa :) Cena, jak to bywa w przypadku produktów tej firmy, zachęca do zakupów. 

Doctor Brew - Cascade IPA.

Doctor Brew - Cascade IPA.
Mamy dziś ciepły dzień. Wypada więc napić się czegoś orzeźwiającego. Polecam kolejne piwo od Doctor Brew.





Od producenta:

Pojemność: 500 ml
Moja opinia:
Piwo pijam rzadko, ale nie mogłam odmówić sobie możliwości poznania kolejnego produktu Doctor Brew. Cascade IPA, to piwo typu Single Hop. Poczytałam troszkę na ten temat i teraz wiem, iż nazwa określa fakt, że do chmielenia użyto tylko jednej odmiany chmielu. Patrzcie jak to człowiek uczy się przez całe życie ;)
Piwo uraczyło me kubki smakowe, dosyć wyrazistą goryczką, ale i wspaniałymi, cytrusowymi nutami. Egzotyczne klimaty w piwie uwielbiam, więc Cascade IPA wypiłam ze smakiem. 
Piwo posiada mętny kolor i solidną piankę. Myślę, że przypadnie do gustu wielbicielom trunków wytrawnych. Cascade IPA, odpowiednio schłodzone, idealnie gasi pragnienie, ale także ofiarowuje pijącemu ciekawe doznania smakowe. 

piątek, 24 kwietnia 2015

Laur Cook - pojemnik do gotowania przypraw w potrawach.

Laur Cook - pojemnik do gotowania przypraw w potrawach.
Nie wiem jak wy, ale ja nienawidzę pływających po zupie liści laurowych, ziela angielskiego czy ziarenek pieprzu. Zawsze mam problem z ich ominięciem podczas nalewania potrawy do talerzy, ponieważ i dzieci nie przepadają za tymi aromatycznymi dodatkami. Cóż, przyprawy muszą gościć w daniach, więc jakoś wszystko trzeba pogodzić. Ktoś wreszcie wpadł na pomysł, stworzenia odpowiedniego pojemniczka, w którym przyprawy sobie siedzą, wydzielają swoje walory zapachowe i smakowe, a także nikomu nie przeszkadzają swą obecnością. Poznajcie Laur Cook!



LAUR COOK, POJEMNIK DO GOTOWANIA PRZYPRAW W POTRAWACH








Cena: 49 zł do kupienia tutaj
Moja opinia:
Pojemnik zaskoczył mnie swym eleganckim, nowoczesnym wyglądem. Zawsze myślałam, że tego typu gadżety, zostały pozbawione jakiegokolwiek uroku, ale Laur Cook łamie te znane zasady.
Wykonany ze stali nierdzewnej, będzie nam służył przez długi, długi czas. Płaskie dno daje możliwość ustawienia pojemnika Laur Cook na blacie kuchennym, szafce. Łatwo napełnimy go przyprawami, a następnie usuniemy zawartość, po przygotowaniu potrawy.
Laur Cook został wyposażony w proste, ale bardzo solidne zamknięcie. Z pewnością nie otworzy się bez naszej kontroli, w najmniej odpowiednim momencie. Z takim gadżetem, można pracować aż do utraty tchu :)
Laur Cook wypełniony dowolną kompozycją przypraw typu liść laurowy, ziele angielskie, anyż, goździki itp., nie pozwala na ich przemieszczenie do dania. Za sprawą dziurek, podczas gotowania, przyprawy uwalniają swój znakomity smak i kuszący aromat. Zapomnijmy o wyławianiu z zupy czy sosów poszczególnych, przyprawowych "egzemplarzy". Z Laur Cook gotowanie, jest tylko przyjemnością, a nie przykrym, codziennym obowiązkiem.
Pamiętajmy tylko, by do pojemnika wkładać przyprawy większe niż dziurki widoczne na powierzchni gadżetu. To chyba oczywiste, ale warte pokreślenia :)
Laur Cook zajmuje niewiele miejsca, łatwo go utrzymać w nieskazitelnej czystości. U mnie produkt jest praktycznie w ciągłym użytku. Lubimy zupy, lubimy doprawione dania, więc pojemnik trafił do odpowiedniego domu. Laur Cook, wyprodukowany w Polsce, stał się moim ulubionym gadżetem kulinarnym, który wzbudził ciekawość wśród znajomych. Nie sądziłam, że ktoś kiedykolwiek znajdzie rozwiązanie na pływające w daniu przyprawy. Jak widać, życie lubi przynosić niespodzianki:) Nasza ukochana zupka grzybowa czy sos pieczarkowy dzięki Laur Cook, smakują jeszcze lepiej. Jeśli jesteście amatorami kuchni pełnej przypraw, przygarnijcie taki pojemnik, a zobaczycie że skradnie wasze serca! 

Copyright © 2016 To co kobieta lubi najbardziej... , Blogger