niedziela, 31 maja 2020

Krem pod oczy Izoze

Krem pod oczy Izoze
Kremy pod oczy to akurat ten typ kosmetyku, który nie jest przeze mnie zbyt często zmieniany i testowany. Mam w tej grupie swoich ulubieńców, powracam do nich regularnie i raczej boję się próbowania nowości. Wiecie, okolice oczu są mega wrażliwe i bardzo szybko można im zaszkodzić. Powroty do normalności są też trudne o czym przekonałam się wielokrotnie. Dlaczego więc skusiłam się na testy kremu pod oczy Izoze? Chyba z ciekawości, ale też z potrzeby sięgnięcia po produkt przeciwzmarszczkowy - niestety. Ostatnio również zaczęły doskwierać mi cienie pod oczami, także zaistniała po prostu konieczność, by sięgnąć po coś, co faktycznie mocno będzie działało, porządnie wykona stosowną robotę, a nie tylko nawilży i koniec pozytywów.







Piszę wam szczerze, że czułam dozę niepewności w stosunku do tego produktu. W sumie nie tylko do tego kremu pod oczy, ponieważ tak jak wspominałam, nie przepadam za testami takich specyfików. Jednak jak już zdecydowałam się na poznanie nowości, zebrałam się w sobie, to i nie mogłam cofnąć się przed takim wyzwaniem ;)
Pielęgnacja okolic oczu to niełatwa sprawa. To właśnie w tym obszarze naszej twarzy, widać dokładnie pierwsze zmiany wołające - starzejesz się kobieto! Mało tego, są to wrażliwe strefy skóry, także zadbać o nie w sposób delikatny, ale skuteczny bywa trudno. Myślę, że krem pod oczy Izoze łączy to wszystko idealnie. Jest bezpieczny, a jednocześnie niesamowicie skuteczny!

Od razu zaznaczam, że krem nie jest tani. Jest raczej diabelnie drogi, ale... Kremu pod oczy nie zużywamy w ciągu kilku dni. Są to kosmetyki bardzo wydajne i często nie potrafimy w stu procentach wykorzystać całego opakowania, zanim minie jego termin przydatności od użycia. Tutaj mamy tylko 15 ml co jest według mnie pojemnością idealną. Jestem absolutnie pewna, że resztki kosmetyku nie będą zalegały w mojej kosmetyczce, a jednocześnie produkt będzie miał odpowiednią ilość czasu na wykazanie się w realu. Opakowanie uważam, że jest genialne - poręczne i miłe dla oka. Nie lubię słoiczków z kremami pod oczy, gdzie palcami trzeba grzebać w ich wnętrzu, co jest masakrycznie niehigieniczne. Tutaj mamy pewne bezpieczeństwo. Kremik można też zabrać w podróż i nie martwić się, że w walizce zrobi nam masakrę ;)
Kosmetyk jest bezzapachowy, dość treściwy, ale daje się szybko rozprowadzić. Wchłania się wolno, więc pod makijaż może niekoniecznie pasować. Oczywiście kwestia odpowiedniego wklepania produktu w skórę - dla chcącego nic trudnego.

Kremik szybko zdobył moje zaufanie. Niepotrzebne były te uprzedzenia, bo spisywał się i nadal spisuje fenomenalnie. Zdetronizował poprzednika, czego się nie spodziewałam. Kosmetyk dba i pielęgnuje delikatne okolice oczu. W moim przypadku usunął podrażnienia, które pojawiły się na skutek niekorzystnych czynników atmosferycznych. Będzie więc idealnym produktem do twarzy na każdą porę roku. Nawilża, odżywia, wygładza skórę, a jednocześnie robi to bardzo delikatnie, bez szkód dla samego oka. Cienie nie mają szans! Jak ze zmarszczkami? Nie spodziewajcie się natychmiastowych efektów. Jednak po tym, jak wspaniale napina skórę, możecie być pewni, że przy dłuższym stosowaniu zaprezentuje całą swoją moc.

niedziela, 24 maja 2020

Wiśniowe słodkości od Vobro

Wiśniowe słodkości od Vobro
Jaki byłby świat bez słodyczy? Chyba bardzo smutny... Oczywiście nie powinniśmy popadać w przesadę, aczkolwiek przyznajcie, komu czekolada nie jest w stanie poprawić podłego nastroju?
Zaliczam się do osób, które bez słodyczy nie wyobrażają sobie życia. Wiadomo, należy je dozować i zwyczajnie jeść z umiarem, jednak na chwilę przyjemności w towarzystwie ulubionej czekoladki, chyba każdy może sobie pozwolić. 
Słodycze, są myślę fajnym pomysłem na prezent. Zbliża się święto Mam, a ja chcę wam zaprezentować świetny pomysł na drobny, ale jakże pyszny upominek. Co powiecie na wiśnie w czekoladzie od firmy Vobro?




Jeśli chodzi o mnie, to nie przepadam alkoholem w każdej postaci. No, zwyczajnie taki produkt mógłby dla mnie nie istnieć. Jednak połączenie czekolady, wiśni i alkoholu, to już zupełnie inna sprawa ;)
Praliny Cherry Passion będą więc idealne dla osób takich jak ja - lubiących niebanalne kombinacje smakowe.   



Pralinki są przepyszne i zakochałam się w ich smaku praktycznie od razu. Dawno nie miałam okazji próbować tak zaskakującego przysmaku. To sporych rozmiarów czekoladka, która skrywa w swym wnętrzu soczystą, aromatyczną wiśnię, oblaną sporą ilością alkoholu. Wszystko rozpływa się w ustach, czekolada jest wysokiej jakości, deserowa, taka, jaką lubię najbardziej.



Praliny Cherry Passion poprawiają nastrój i tak jak wspominałam, będą idealną propozycją na prezent. Zwróćcie uwagę na przepiękne, bardzo eleganckie opakowanie. Firma wykonała kawał dobrej roboty i sprawiła, że produkt kusi nie tylko smakiem, ale i wyglądem. Na kartonowym pudełeczku, mamy prawdziwe zdjęcie wiśni z oblewającym ją likierem, a także czekoladą. A czy zauważyliście ten piękny, złoty logotyp Cherry Passion i złote, urocze kokardki? No, mistrzostwo świata! Można nie tylko cieszyć podniebienie, ale i oko ;)


Wnętrze bombonierki prezentuje się równie atrakcyjnie. W środku mamy aż dziewięć, sporych rozmiarów czekoladek, które są zawinięte w równie ładny papierek. Czekoladki nie zawierają konserwantów, barwników, oleju palmowego, czy tłuszczów utwardzonych. Zauważyłam również, że każda czekoladka jest starannie wykonana - to znaczy z jej wnętrza, a właściwie z jej korpusu, nie wypływa przecież bardzo płynne nadzienie. Widać, że firma zadbała o każdy, nawet najmniejszy szczególik. I to się chwali ;)


Marka Cherry Passion to półroczna nowość firmy Vobro, jednak warta uwagi i oczywiście spróbowania.
 
A wy lubicie wiśnie w czekoladzie?

czwartek, 14 maja 2020

Serum antycellulitowe Vialise

Serum antycellulitowe Vialise
Dawno nie było żadnego wpisu na temat kosmetyku do pielęgnacji ciała, więc czas nadrobić te zaległości. Dziś chcę wam zaprezentować produkt specjalistyczny, skierowany w stronę konkretnej grupy osób z konkretnym problemem, a mianowicie z problemem cellulitu. 
Cellulit nie wybiera i może dopaść każdą kobietę. Tutaj nie ma znaczenia, czy jesteśmy szczupłe, czy mamy kilka kilogramów więcej. Oczywiście najbardziej narażone są osoby z nadwagą, głównie z jej wahaniami. Trzeba też zdać sobie sprawę, że same kosmetyki zdziałają niewiele jeśli będziemy jeść niezdrowo i nie ruszać się z fotela. Dlatego to serum potraktowałam jako dodatek, a nie jedyną pomoc w walce z cellulitem.







Lubię stosować takie produkty, ale też nie szaleję zbytnio za nimi i nie kupuję namiętnie kolejnych nowości, które na rynku pojawiają się dosyć szybko. Jeśli coś faktycznie mnie zaciekawi, ma dobre opinie, to czemu nie, zawsze można sprawdzić. W przypadku serum Vialise przeszkodą do jego zakupu, przynajmniej w moim przypadku, jest cena produktu. Za niniejszy kosmetyk musimy zapłacić 199 zł, co według mnie, niestety, jest nie do przejścia. Na szczęście na stronie Vialise mają fajne promocje, gdzie zestaw na kurację 120 dni, kupimy w korzystnej cenie. Samo serum ma pojemność 200 ml i wystarcza na 30 dni. Można więc spokojnie poznać produkt i wyrobić sobie na jego temat stosowną, obiektywną opinię. 

Tak jak wspominałam, nie skupiłam się tylko na stosowaniu serum, by w stu procentach rozgromić cellulit. Do swojego jadłospisu wprowadziłam pewne zmiany, a i zaczęłam się więcej ruszać. Myślę, że żaden kosmetyk, w starciu z cellulitem sam na sam, nie poradzi sobie z takim problemem. Miejcie to na uwadze podczas zakupów specjalistycznych preparatów.
Na działanie kosmetyku Vialise musiałam poczekać ponad dwa tygodnie. Czy to dużo, czy to mało? Cóż, uważam, że raczej szybko. Oczywiście nie są to zmiany na skórze na których widok oniemiejecie. Jednak po tych czternastu dniach dochodzimy do wniosku, że coś zaczyna się dziać. Coś pozytywnego, innego, lepszego. Serum zdecydowanie poprawiło stan mojej skóry. W jaki sposób? Stała się ona idealnie wygładzona. Pokochałam ten efekt i nawet dla niego samego warto było sięgnąć po ten kosmetyk. To nie jedyne obserwacje "na plus". Serum sprawiło, że problematyczne miejsca stały się bardziej napięte, ujędrnione. Skóra wygląda o niebo lepiej chociaż wiadomo, iż do idealnego stanu sporo jej brakuje. Warto więc zacząć walczyć z cellulitem w momencie, gdy dopiero zaczyna się pojawiać. Później może być trudno go załatwić...

Serum aplikuje dwa razy dziennie - rano i wieczorem. Wcieram go mocno, energicznie. Nie ma jednak problemów z jego wchłanianiem, nic się nie lepi, nie brudzi ubrań. Kosmetyk ma postać lekkiego, przeźroczystego żelu. Na plus z pewnością mogę zaliczyć jego zapach - prawie niewyczuwalny, aczkolwiek przyjemny i delikatny. Większość kosmetyków antycellulitowych dla mnie śmierdzi niemiłosiernie. 
Polubiłam też opakowanie produktu Vialise, które jest mega poręczne i niezawodne. Pompka ułatwia życie. Mamy zapewnioną precyzyjną i higieniczną aplikację. Do szczęścia nie potrzebuję niczego więcej. Jestem bardzo ciekawa jak serum sprawdzi się na dłuższą metę. Potestujemy, zobaczymy ;)   

piątek, 1 maja 2020

Macadamia Star - szampon + maska do włosów

Macadamia Star - szampon + maska do włosów
Obiecałam wam, że za jakiś czas zaprezentuje kolejne dwa produkty ze sklepu e-fryzjernia.pl które należą do linii Macadamia Star. Jeśli przeczytacie poprzedni wpis, to dowiecie się z niego, że poprzednie kosmetyki przypadły mi do gustu i wyrażałam się o nich w samych superlatywach. Jak było w tym przypadku? Zapraszam do dalszej lektury recenzji. 

Skuteczny duet do pielęgnacji włosów


Zacznę może od szamponu, kosmetyku którego używamy przecież w pierwszej kolejności podczas pielęgnacji włosów. 





 Produkt mieści się w przyjemnej dla oka buteleczce. Lubię takie proste, ale też odpowiednio poręczne rozwiązania. W przypadku takiego opakowania, nie musimy się martwić podczas aplikacji. Nie wylejemy na dłoń zbyt dużą ilość produktu, ale też nie musimy siłować się z butelką, czy samym otwarciem. Niby drobiazg, a niesamowicie ułatwiający życie :) Na opakowaniu znajdziemy również informacje dotyczącą składu i sposobu użycia. Fajnie, że sklep o tym wszystkim pomyślał i nakleił dla nas tłumaczenie. 

Szamponik pachnie praktycznie identycznie, jak pozostałe produkty z serii. No, bo jakżeby inaczej ;) Niemniej, jest to zapach niesamowicie przyjemny, odprężający i kuszący. Uwielbiam go i w sumie troszkę się od niego uzależniłam. Fajnie, że ten przyjemny aromat jest wyczuwalny przez długi czas, co w przypadku szamponu nie bywa takie oczywiste.

Konsystencja produktu jest idealna - nic nie spływa nadmiernie, dobrze się pieni i bezproblemowo spłukuje. Szampon robi to, co faktycznie robić powinien. Świetnie oczyszcza włosy i skórę głowy, likwiduje swędzenie, nie podrażnia, nie uczula. Myślę, że odpowiednio przygotowuje włosy do nałożenia na nie np. odżywki, czy maski. Zastosowany samodzielnie, nie tworzy na głowie siana, ponieważ nie wysusza pasm. Ma dość dużą pojemność i kupicie go w niewygórowanej cenie. 

MASKA DO WŁOSÓW




Kocham, ubóstwiam maski do włosów. Wcześniej za nimi nie przepadałam, bo jakoś nie potrafiłam sobie wykroić chwilki, by je odpowiednio nałożyć. Zawsze brakowało mi czasu, zawsze coś. A maski działają, tylko musimy być regularni w ich stosowaniu. Ta przypadła mi do gustu praktycznie już od pierwszego użycia. Nie musiała więc zbytnio mnie przekonywać ;)

Maska mieści się w plastikowym słoiczku o pojemności 500 ml. To mnóstwo kosmetyku do zużycia, lecz w moim przypadku, przy posiadaniu włosów długich o zalegające resztki nie muszę się martwić. Bardzo ucieszyło mnie wewnętrzne zabezpieczenie produktu. Mam pewność, że mój kosmetyk jest świeży, nie oglądany i nie macany przez innych kupujących. Brrr... nie trawię tego wiecznego dotykania produktów w drogeriach itp. Maska posiada konsystencję, która przypomina mi gęsty jogurcik. Nie spływa więc z włosów, trwa na swoim miejscu aż do momentu spłukania.

Czy faktycznie działa? I to jak! Moje włosy ją pokochały i pewnie ta miłość będzie trwała przez długi czas. Maska sprawia, że pasma są gładziutkie i błyszczące. Zero elektryzowania, zero splątanych kosmyków. Włosy stają się nawilżone aż po same końce i po prostu wyglądają zdrowo. Gorąco polecam wam ten produkt w szczególności, gdy wasze pasma potrzebują solidnego odżywienia po zimie.

Lubicie stosować takie maski, czy wybieracie raczej odżywki "na szybko"?
Copyright © 2016 To co kobieta lubi najbardziej... , Blogger